Ludzie
uzależniają się od różnych rzeczy, nikotyny, morfiny,
amfetaminy... czytałam nawet o człowieku uzależnionym od
wybielacza. Jak w przypadku każdego uzależnienia, minęło sporo
czasu aż zdałam sobie z niego sprawę. Z tego, że Michał jest mi
niezbędny do prawidłowego funkcjonowania, bez tych wszystkich
dziwnych urojeń. To zabawne, ale jego fizyczność nie pociąga mnie
aż nadto, chociaż skłamałabym mówiąc że nie jest atrakcyjny.
Jest, ale nie o to chodzi. Gdy z nim rozmawiam, spędzam czas w jego
towarzystwie, wiem że wszystko będzie dobrze, że wszystko ma jakiś
sens.
Czasem
zastanawiam się dlaczego to robi. Dlaczego zawsze jest. Na każdy
mój telefon, o każdej porze. Dlaczego wtedy do mnie podszedł, a
potem był gotów dla zupełnie obcej dziewczyny wstać w środku
nocy i jechać do niej, tylko po to żeby pomilczeć kilka dobrych godzin.
Pytam go o to pewnego popołudnia, kiedy opiera się o kuchenny
blat, czekając aż skończę kroić cebulę do zapiekanki.
- Michał dlaczego to robisz?
- Grzecznie stoję i czekam, bo
kategorycznie zabroniłaś mi sobie pomóc – wyjaśnia spokojnie.
- Nie, nie o to mi chodzi –
kręcę głową – dlaczego jesteś na każde moje zawołanie?
Patrzy na mnie lekko
zaskoczony. Zastanawia się przez chwilę, śmiesznie marszcząc
przy tym brwi.
- Nie wiem – wzrusza
ramionami – jest coś w tobie Józefino, coś czego nie potrafię
zdefiniować – dodaje, sięgając po parę orzeszków stojących w
misce.
Cóż takiego może we mnie
być? Co to w ogóle za odpowiedź... zupełnie mnie ona nie
satysfakcjonuję. Ale znając już trochę Michała, wiem że na
próżno oczekuję jakiejś innej, bardziej konkretnej.
- Ziemia do Józefiny – macha
mi ręka przed nosem.
- Co? - patrzę na niego trochę
nieprzytomnie.
- Zaraz pozbawisz się własnego palca, a wtedy ja tej zapiekanki na pewno nie tknę - spogląda
znacząco na deskę do krojenia - wszystko w porządku? - podaje mi kolejną cebulę.
- Wszystko jest ok, po prostu
się zamyśliłam – uspokajam go.
- Na pewno? - dopytuje
podejrzliwie.
- Michał przecież wiesz, że
jeśli coś byłoby nie tak, dowiedziałbyś się o tym pierwszy.
Dziwie się że jeszcze masz do mnie cierpliwość...
Czuję na sobie ten jego
wzrok, który mówi ni mniej ni więcej jak Józefina przestań
pleść głupoty.
- Tak wiem gadam głupoty – wzdycham jak zawsze, kiedy tak na mnie patrzy.
- Może to przez tą cebulę –
nachyla się nad drewnianą miską – wydaję się podejrzana...
wiesz co, chodź lepiej zamówimy chińszczyznę - ciągnie mnie za
rękaw bluzy do przedpokoju.
- W piątek mecz, dobrze
pamiętam? - pytam, kiedy próbuje dodzwonić się do chińskiej
knajpki.
- Mhm - kiwa mi głową na
potwierdzenie - Wiesz, że nie musisz tego robić? - dodaje.
Daleko mi do
zagorzałego fana siatkówki. Jednak czerpie niebywałą przyjemność z siedzenia na tej hali i patrzenia jak Michał cieszy się z każdej udanej
akcji, albo z takim zabawnym zawzięciem wykłóca się z sędziami.
Widzę jakie to jest dla niego ważne. Swoją obecnością na
trybunach chyba próbuje mu się jakoś odwdzięczyć i
zrekompensować za to co dla mnie robi.
- Nie muszę, ale bardzo bardzo chcę – uśmiecham się do niego i bezgłośnie dorzucam że chcę
słodko-kwaśnego kurczaka.
+++
Średnio składnie wyszło. W ogóle korci mnie żeby im trochę zburzyć tą sielankową egzystencję.